#tqBDE
Kilka lat temu, będąc lekko przed trzydziestką, poznalam Adama i zakochałam się. Tak poważnie, na amen. Wiedziałam, że albo on, albo nikt inny. Był trochę starszy, świetnie się dogadywaliśmy, także w łóżku rozumieliśmy się doskonale. Problemem był jednak jego brak dojrzałości. Wiedziałam, że nie chce się wiązać "na zawsze", że to nie dla niego.
Jakiś czas później poznałam Roberta, kompletne przeciwieństwo Adama. Odpowiedzialny, zaradny, zabawny, z własnym mieszkaniem i zainteresowaniami, które w dużej mierze pokrywały się z moimi. Widziałam, że mu się bardzo podobam, ale on ani trochę nie podobał się mnie. Trzymałam go więc na dystans, jako kolegę, i zerwałam z Adamem, choć tylko z nazwy - nadal go kochałam, ale chciałam stabilizacji w życiu, a on nie był na nią gotowy.
Problemy zaczęły się potem. Daria, z którą znałam się kawał czasu, i która była dla mnie jak siostra wyznała mi, że zadurzyła się w Robercie. Rozmawiałyśmy o tym tygodniami i widziałam, że to serio nie jest ot taka miłostka i naprawdę bardzo jej na nim zależy, że to Miłość przez wielkie "M". Bała się jednak postawić sprawę wprost, więc bez namysłu zaproponowałam pomoc. Wiecie, że zbadam grunt i spróbuję ich jakoś delikatnie wyswatać.
Ale nie zrobiłam tego. Chciałam, ale... Myślałam o tym długo i doszłam do wniosku, że i tak by im nie wyszło. Wiedziałam, że Daria nie jest w guście Roberta, że on widzi w niej tylko koleżankę, a ja powoli zbliżałam się do trzydziestki i musiałam myśleć o stabilizacji. Wiedziałam, że Robert nadal o mnie myśli. Więc słuchałam zwierzeń Darii, ale jednocześnie uznałam, że choć Robert mi się nie podoba, będzie, mówiąc wprost, dobrą nagrodą pocieszenia po Adamie. W końcu któregoś dnia to przegadaliśmy i zdecydowaliśmy się na zostanie parą. Niedługo potem Daria zobaczyła nas na jakimś spotkaniu wspólnych znajomych, trzymających się za ręce. Do dziś pamiętam szok na jej twarzy. Chciała potem ze mną porozmawiać, wyjaśnić. Oskarżyła mnie, że ją zdradziłam i okłamywałam. Powiedziałam wprost - Robert jest świetnym facetem i muszę myśleć i przyszłości, a im i tak by nie wyszlo. Żeby dla nas obu było łatwiej, odcięłam się od niej.
Rok później Robert się oświadczył, po kolejnym roku wzięliśmy ślub, potem na świat przyszły dzieciaki. Czy żałuję? Nie kocham męża, nigdy nie kochałam, o czym nikt nie wie, ale on dał mi upragnioną stabilizację. Początkowo myślałam, że nie dam rady zbudować związku kosztem przyjaciółki, ale ostatecznie nie, nie żałuję. I myślę, że zrobiłabym to jeszcze raz.
To niezły ku*wiszon z ciebie.
Lepiej bym tego nie ujęła. Szkoda męża i dzieciaków .. O przyjaciółce nie wspomnę choć mam nadzieję, że wyciągnęła z tego odpowiednie wnioski..
Zachowałaś się okropnie względem Darii. Skreśliłaś ich szanse na związek, a obiecałaś pomoc przyjaciółce. Strasznie dwulicowa z Ciebie baba.
To, że autorka jest dwulicowa to fakt. Aczkolwiek ona nie przekreśliła szansy na zwiazek Darii i Roberta, bo on nie był nią zainteresowany. Nie widze też problemu, że są ze sobą bez miłości, tylko z rozsądku. W wyznaniu jest, że to przegadali, więc im to pasuje. Jedyne co można krytykować to zachowanie wobec przyjaciółki.
"Nie kocham męża, nigdy nie kochałam, o czym nikt nie wie" - nie jest napisane, że mąż wie iż żona nadal go nie kocha.
Ona nie kochała Roberta, a jednak stworzyła z nim związek. Robert nie kochał Darii, ale nigdy nie dane mu było samodzielnie podjąć decyzji, czy chce spróbować. To Autorka zdecydowała za nich. I to jeszcze słuchając zwierzeń Darii, zapewniając o chęci pomocy.
Mąż autorki podjął samodzielnie decyzje o związku z nią. I to wystarczy. Nadal uważam, że jedyne czego można się przyczepić, to dwulicowości wobec przyjaciółki.
Pora ale chodzi o to, że Robert nie miał nawet szansy się przekonać czy naprawdę nie jest zainteresowany Darią. Zdarza się w życiu i tak, że początkowo dwoje ludzi jest sobie obojętnych ale poznają się lepiej i owszem, jedni nadal się sobą nie zainteresują ale drudzy już mogą zacząć. Jakby było w przypadku Darii i Roberta tego się nigdy raczej nie dowiemy, bo tak, autorka świadomie, dla własnych egoistycznych pobudek nie dała im się nawet o tym przekonać.
Jak ja nie lubię fałszu, obłudy i instrumentalnego traktowania ludzi. Cieszę się, że mam naturalną blokadę przed rozmawianiem ze znajomymi o uczuciach (a raczej o miłości, bo o lubieniu czy o negatywnych uczuciach mówię). To dobra taktyka obronna. Nie rozumiem zwierzania się z miłostek byle komu. Od zawsze uważałam, że moje uczucia to moja prywatna sprawa. Nawet gdyby ktoś mi się podobał, nie powiedziałabym o tym koleżankom. Ludzie mogą rozgadać dalej. Ile to razy było, jak któraś koleżanka rozgadywała innym, że ktoś się komuś podoba? Albo jeszcze mówiła to temu chłopakowi. Jak pokazuje niniejsze wyznanie, mogą się też trafić osoby fałszywe i nieżyczliwe.
Kiedyś powiedziałam koleżance, że podoba mi się jej przyjaciel. Mimo, że nie była nim zainteresowana jako partnerem, wymyśliła mnóstwo historii stawiających mnie w negatywnym świetle, żeby on się tylko mną nie zainteresował...
Dzieciaki będą mieć z Tobą przechlapane, skoro na nieszczęściu innych budujesz swoje. Bez skruchy że kłamałaś, że nie powiedziałaś koleżance, że byłaś chamska mówiąc jej co napisałaś...
Nie uwierzę, że nie przerzucisz tych chorych narcystycznych wzorców na swój dom.
Jesteś potwornie wyrachowana. Szkoda tamtej dziewczyny
Trudne sprawy...