#qXtdY
Miałam przyjaciela, takiego prawdziwego. Byłam częstym gościem w jego domu i znałam sporą część jego rodziny. Pewnego dnia przyjaciel powiedział mi o śmierci swojego wujka, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Okazało się, że brat matki przyjaciela był bardzo chory psychicznie. Mieszkał sam w kawalerce, mimo że jego matka i siostra miały bardzo duże domy z wolnymi pokojami. Wszystko co miał sprzedawał, aby pić – meble, sprzęt domowy, wszystko, co miało jakąkolwiek wartość.
Wiele lat temu został prawnie ubezwłasnowolniony, dzięki czemu cała jego renta przychodziła na konto jego siostry, a ta raz w miesiącu robiła mu jakieś zakupy i przywoziła do domu. Nikt nie pilnował, żeby o siebie dbał czy brał leki. Zero jakiejkolwiek pomocy.
Rodzinę zaniepokoił fakt, że nie otwierał drzwi przez kilka tygodni, więc wezwali straż pożarną i policję, aby wejść do tego mieszkania. Ich oczom ukazały się zwłoki w zaawansowanym stadium rozkładu, wszędzie był okropny brud i robaki. Wszystko co miał zmieściło się w jednej reklamówce.
A teraz „najlepsze”...
Pogrzeb był „z pompą”. Rodzina wyprawiła stypę na 100 osób, zjechała się rodzina z całej Polski i imprezowali trzy dni, mówiąc oczywiście, jaki to zmarły był cudowny i jak im go brakuje. A już kilka dni później zaczęła się bitwa o to nieszczęsne mieszkanie i ewentualne pieniądze.
Mój przyjaciel nie rozumiał mojego szoku i obrzydzenia ich postawą. Mimo tego, że minęło już pół roku, to wciąż żal mi jego wujka, który żył w nędzy i nie mógł liczyć na pomoc tylko dlatego, że był chory.
moja przyjaciółka miała takiego chorego brata w domu, koleś kradł rodzicom pieniądze i kupował alkohol i narkotyki, raz pobił moją przyjaciółkę, bo szybciej wróciła z imprezy i myślał, że to włamywacz, nie poznawał jej, choć ciągle powtarza "to ja, twoja siostra", on tylko odpowiadał jak w trasie "nie jesteś moją siostrą, ona jest na imprezie", złamał jej rękę, czterech dorosłych facetów z kaftanem nie mogło sobie z nim poradzić, zresztą takich sytuacji było więcej, kilka razy w miesiącu przyjeżdżali panowie w białych fartuchach i go wyprowadzali bo nikt nie mógł to uspokoić, w końcu koleś wziął za dużo dopalaczy i się utopić i wiecie co? cała rodzina odetchnęła z ulgą
Prawda jest taka, że nie znasz całej historii. Rzeczywiście można czuć obrzydzenie jeśli chodzi o pogrzeb i stypę, ale nie wiesz jak było wcześniej, czy kiedyś nie próbowali mu pomóc, a on tego nie odrzucił, bo wolał pić. Do tego nie dziwi mnie, że nie chcieli go wziąć do swojego domu. Wybaczcie, że to powiem, ale kto chciałby mieszkać z alkoholikiem.
jesli byl ubezwlasnowolniony, mogli go umiescic w szpitalu psychiatrycznym czy jakims osrodku, co by nie wyprawial
zaniedbanie to tez przemoc
@bazienka Niekoniecznie. Mógł być np. tylko częściowo ubezwłasnowolniony. Ludzie często to mylą. A z odwyku też kiedyś wypuszczają. Ba! Na pewno był częściowo, bo gdyby był w pełni- nie mógłby mieszkać sam.
A na siłe to może pomożesz 3 latkowi, a nie dorosłemu facetowi, który nie chce brać leków. Jak go do tego zmusisz? Na kolanka mamusia przytrzyma za rączki, a siostra zatka nos i wrzuci tabletkę? Albo ze włożą tabletkę w kiełbasę jak psu?
W sumie mieszanie leków z alkoholem... Szybciej by to go wykończyło(a moze i to go wykończyło).
Z odwyku wyrzucaja jesli pijesz ba! pod samym odwykiem (na terenie osrodka) jest spozywczak baner brzmi "wino piwo wodka i wiele wiecej"-zreszta na odwyku chorzy sa pozostawieni sami sobie
Łatwo wam oceniać i mówić dopóki się nie ma osoby chorej w rodzinie. Mieszkała z nami kuzynka taty. Było dobrze, normalna była dopóki takiej osobie nie odwali i nie zaczyna dusić innych i okładać, piszczeć. Po 5 latach jednak koniec, mieszka sama, leków dalej nie bierze, bo nie chce, co jakiś czas zgarnia ją policja i pogotowie po czym wypuszcza zrzucając opiekę na rodzinę. Wszystkim mówiła, ze my ją chcemy zabić, bijemy. A skoro u tego faceta wchodził w grę alkohol to co zrobisz z alkoholikiem. Nikt nie ma do tego zdrowia, ludzie maja swoje rodziny. A państwo to ma gdzieś.
1. Nie zawsze leczenie psychiatryczne daje efekty
2. Chory nie bierze leków, biorą pod język i wypluwają, mają mu siłą wpychać? W szpitalu robią tak samo
3. Chorzy mogą atakować rodzinę, a w furii mają siły co Pudzianowski
4. Z Alkoholikiem ciężko postępować, jak mieli m pomóc skoro sprzedałby pewnie cały dom.
5. Szpitale psychiatryczne biorą na kilka tygodni a potem zrzucają obowiązek na rodzinę, a leczenie na własną rękę jest trudne, bo drogie i chory nie współpracuje.
Mój brat cioteczny jest chory. Ma 30 lat, a zachowuje się jak 3-4 latek. Nie wyobrażam sobie zostawić go samego w mieszkaniu i wpadać raz na miesiąc z jakimiś marnymi zakupami. Opieka taką osobą jeat trudna ale to co robiła rodzina tego mężczyzny to bestialstwo. Gdyby ktoś się nim zajmowal porządnie od początku to zadnego alkoholizmu by nie było.
Mammalia, Twój wujek jest alkoholikiem? Bo z Twojego postu wnioskuję, że jest niepełnosprawny umysłowo, a to już jest wielka różnica. Prawda jest taka, że osoby z otoczenia niewiele mogą pomóc osobie pijącej; to alkoholik musi chcieć się zmienić. A ten wujek z wyznania nie chciał. Też bym nie trzymała faceta pod swoim domem, który wysprzedaje dobytek na chlanie.
Mieszkałam kilka lat z ciocią chorą na zespół Downa. Kobieta miała wówczas ponad 60 lat, a zachowywała się, jakby miała 10. Codziennie się nią opiekowaliśmy i niczego jej nie brakowało. Bardzo byliśmy do niej przywiązani. Z kolei mój dziadek był alkoholikiem i wg Ciebie to babci wina, że wpadł w nałóg? Na jej barkach spoczęło prowadzenie całego domu. A jego syn, czyli mój tata, miał niejedną Wigilię zrujnowaną, bo dziadek nigdy nie docierał do domu, tylko kończył w rowie i ktoś z niego musiał go wyciągać.
Nie popieram robienia tak dużych styp na pokaz, ale myślę Autorko wyznania, że nie masz prawa oceniać tej rodziny.
Jaki wujek? Wyraźnie napisałam, że mój BRAT jest chory a nie jakiś wujek. Nie sądze aby mężczyzna urodził się jako alkoholik. Wpadl w alkoholizm bo ktoś go nie dopilnował. Gdyby rodzina go pilnowala nie miałby problemu z alkoholem. Wiem jak wygląda zycie z osobą uzależnioną od alkoholu, nie byla to osoba w mojej rodzinie ale bliski sąsiad. Wiem, że to trudne. Ale wiem też, że ten problem nie bierze się z powietrza i nikt nie rodzi się alkoholikiem. Gdyby na początku problemu pomóc takiej osobie to problem by zniknął.Sytuacja z wyznania wygląda inaczej. Ten mężczyzna był chory psychicznie czyli był bardziej podatny na uzalezniania i moze nawet nie zdawal sobie sprawt z tego ze robi cos nie tak jak powinien. To jest ogromne zaniedbanie ze strony rodziny. Jak się bierze pieniądze za opieke nad kimś to się nim opiekuje a nie robi coś takiego. Wyobraź sobie, że ktoś tobą się tak opiekuje na starość. Byłabyś zadowolona z takiej opieki? Gfyby ktoś zabierał ci wszystkie pieniądze i jedynie wpadał raz na miesiąc z jakimiś zakupami? Wątpie.
Mammalia, nie wiem ile masz lat, ale jako alkoholiczka uśmiałam sie czytając tak naiwny komentarz. Co to w ogóle znaczy "wpadł w alkoholizm, bo ktoś go nie dopilnował"? Że jakby sie nim zajmowali od początku, to żadnego alkoholizmu by nie było? To nie grypa na litość boską, nie złapiesz tego, bo mamusia nie kazała ubrać ciepłych skarpet. Mówimy tu o dorosłej osobie, która może iść do jakiegokolwiek sklepu, kupić jakikolwiek alkohol i wypić go gdziekolwiek i jakkolwiek bez spowiadania sie z tego swoim rodzicom. Mnie rodzina pomagała przez kilka lat, opłacano terapie, dawano na życie, użalano sie nade mną, a ja piłam sobie dalej, bo nałóg jest ważniejszy.
@Mammalia nie, nie wiesz jak wygląda życie z osobą uzależnioną od alkoholu, przykro mi. Mieszkałam z chłopakiem, który właściwie był w cugu przez cały rok. Trzeźwiał ledwo na dwa dni. Spałam z nim w jednym łóżku. Właściwie spałam to mało powiedziane, bo miał myśli samobójcze i jak nie spał całą noc to ja też, bo się bałam, że sobie faktycznie coś zrobi. Pracowałam po osiem godzin dziennie fizycznie przesypiając góra trzy-cztery godziny, on mnie jeszcze dodatkowo tyrał psychicznie praktycznie przez cały czas, więc oprócz fizycznego zmęczenia dochodziło jeszcze to psychiczne. Miał bardzo ciężką depresję. Alkohol kupował jak ja byłam w pracy albo zamawiał sobie taksówką do domu.
Także nie, nie masz absolutnie zielonego pojęcia jak to jest mieszkać i żyć z osobą ciężko uzależnioną od alkoholu, która nie chce pomocy. Mi wystarczył rok by stwierdzić, że absolutnie nie podjęłabym się opieki nad taką osobą, nawet gdyby była to moja bliska rodzina. I do dzisiaj zadaję sobie pytanie jak tak długo mogłam to wszystko ciągnąć.
Ładnie to sobie wyidealizowałaś. Wiadomo, że każdy tylko czeka na możliwość przygarnięcia chorego psychicznie alkoholika wyprzedającego mieszkanie.
Z tym że mieszkał sam mimo że jego matka i siostra miały duże domy to bardzo dobrze. Znaczy to że chciały mu pomóc, ale nie przez nianczenie go, lecz chciały żeby sam odbił się od dna, i zrozumiał że żeby mieć coś w życiu musi sam o to walczyć. Niestety on już chyba dawno się poddał o nie wykorzystał tej szansy. Co prawda jednak też, przenoszenie zakupów raz w miesiącu też trochę jest nie na miejscu... ale już teraz nikt nic nie zmieni. Mój ojciec też był alkoholikiem, zrobiliśmy podobnie odeszlismy by zaczął walczyć. Szło mu czasem gorzej czasem lepiej, lecz niestety los był nie po jego stronie i niestety już i on sam sobie nie pomoże... może chociaż w zaświatach alkoholicy widzą swoje błędy...
Czy Ty w ogóle czytałaś to wyznanie? Ten wujek był bardzo chory psychicznie i to do stopnia nadania mu ubezwłasnowolnienia i takiego człowieka trzeba pilnować i sie nim opiekować skoro jest na tym świecie A te głupie pi*dy miały go gdzieś i jego problem. Zamiast zabrać go do domu i się nim opiekować zostawily go na pastwę losu. Przez to pewnie popadl w alkoholizm. Ludzie w komentarzach skupiają się na tym, że był alkoholikiem ja je*ie xD Najlepiej człowieka chorego olac, niech se radzi skoro alkoholik. I od razu dedukcja, że sam nie chce pomocy. No jakby tylko wiedział co się dzieje dookoła to byłoby dobrze.
Niektóre choroby psychiczne pojawiają się u człowieka właśnie na skutek dużych nadużyć alkoholowych. I tak samo jest w drugą stronę, uzależnienie od alkoholu może być skutkiem nieleczonej choroby. Nie wiemy niestety jak było w tym przypadku, bo nie ma takiej informacji w wyznaniu. Tak samo jak nie ma nigdzie informacji, czy rodzina próbowała mu faktycznie na początku pomóc. Ja się zgadzam, że bitwa o mieszkanie jest grubo nie na miejscu, ale spróbujcie też zrozumieć te siostry, bo naprawdę nie macie pojęcia jak życie z osobą bardzo uzależnioną od alkoholu, do tego z ciężką chorobą psychiczną i tym, że odmawia pomocy wpływa na wasze własne życie. Jak potrafi je zniszczyć. Mi po roku życia z taką osobą trudno jest odbudować namiastkę tego co miałam wcześniej, bo wiem, że już nie wrócę do pełnego stanu "przed" i pewnych rzeczy nie odzyskam. A co dopiero jakby to się ciągnęło latami.
A z tym ubezwłasnowolnieniem to ktoś wyżej napisał, że gdyby faktycznie tak było to nie mógłby mieszkać sam, bo siostry miałyby prawny nakaz albo zabrać go do siebie do domu albo oddać do ośrodka. Możliwe więc, że tutaj kolega autorki wyznania się pomylił i nie chodziło o pełne ubezwłasnowolnienie.
jeśli ktoś jest w takim stadium alkoholizmu to się mu nie pomaga. On już tylko może pociągnąć rodzinę na dno. I tak dużo zrobiła jego siostra, że mu zakupy dowoziła. Jeszcze miała za niego po lekarzach latać? Ja cię proszę.
Hmm a moze by tak zajmować sie chorym bratem zanim stoczyl sie na dno? Ale po co? Lepiej wziąc kase a brata zostawić samego, bez srodków do zycia.
@Mammalia Tylko czemu miała dbać o brata? Bo więzy krwi? Proszę Cię, to głupota, by mieć wobec kogoś zobowiązania, tylko dlatego, ze miało się "szczęście" urodzić w tej samej rodzinie. Jeszcze wobec rodziców rozumiem, ale czemu od siostry?
Jak mój brat będzie potrzebować pomocy,. to też się wypnę na tego śmiecia, bo czemu mam pomagać komuś tylko dlatego, że w moich żyłach płynie podobna krew?
Nigdy nie zrozumiem takiego zachowania, ludzie czasami zachowują się gorzej niż zwierzęta tyko i wyłącznie dlatego, ż e chcą osiągnąć coś dla swoich zysków. To jest smutne.
A ty ilu chorych psychicznie alkoholików trzymasz pod swoim dachem? 0? Jak tak możesz!
Mam podobna sytuacje we wlasnej rodzinie ,to straszne jak za zycia ktos jest smieciem i chieny czekaja na truchlo...
Dlatego wkurza mnie, że są powielane takie historie o osobach chorych psychicznie, przez co nawet jak mówie innym lekarzom poza psychiatrami że mam schizofrenię to widzę strach i pogardę w ich oczach.Przez takie stereotypy ludzie i to nie tylko rodzina mnie nie odwiedzają a na ulicy udają, że mnie nie znają. Zanim kogoś takiego ocenicie zastanówcie się jakie taka osoba miała życie przed chorobą i czy może brak miłości w rodzinie, odrzucenie i ostracyzm społeczny nie doprowadziły do jego choroby.
A w Polsce zamykanie na 6 tygodni, zapinanie w pasy za byle co i psychoterapia polegająca na szydełkowaniu. Dodatkowo leczy się tylko skutki. Dlatego, że psychoterapia mogła by ujawnić niewygodną prawdę, że duża część winy za rozwój choroby psychicznej tkwi w rodzinie i otoczeniu chorego. Stąd w latach 50tych istniała koncepcja matki schizofrogennej, która wkrótce w związku z rewolucją feministyczną, aby uniknąć stygmatyzacji kobiet przetrwała w mniejszym lub większym stopniu do dzisiaj w różnych krajach pod postacią rodziny shizofrenogennej.
W mojej rodzinie było trochę podobnie. Jako młodsze dziecko, byłem wyręczany we wszystkim. Dosłownie, musiałem się tłumaczyć z każdego późniejszego przyjścia do domu. Jak mi coś nieumyślnie wypadło z ręki to od razu krzyk matki, że zrobiłem to specjalnie. Ciągła presja na naukę i żeby mieć same piątki i szóstki. I jeszcze ważna kwestia, jestem dość delikatnej urody, więc jak tylko zacząłem wiek nastoletni poszła plotka na osiedlu, że jestem pedałem. Każdy to podchwycił. Kiedyś nawet na ścianie na bloku dużymi literami było napisane moje imię i pedał. Na szczęście zmazane 2 dni później. Innym razem brat ze wściekłością w oczach powiedział, że na osiedlu uważają mnie za ciotę i pedała. Rodzina była konserwatywna no i nastawiona negatywnie do mnie więc wolała wierzyć plotkarzom na osiedlu niż ze mną szczerze porozmawiać.
Mimo złego otoczenia i kilku pobytów w szpitalu wyrosłem na spokojną zrównoważoną osobę. Nigdy nie jestem niemiły do nikogo bez powodu. Nawet do pijaczków zaczepiających mnie na ulicy. Chociaż coraz częściej traktuje ludzi z wzajemnością. Jeśli ludzie na starcie są dla mnie chamscy traktuję ich w identyczny sposób. Mówię jednocześnie gdzie się da, że mam schizofrenię. Mimo to boję się, dlatego że jakikolwiek objaw złości usprawiedliwionej czy nie, jest traktowany jako objaw choroby i mimo że nie byłem 10 lat już w szpitalu nadal boję się wrócić do tego więzienia dla chorych.