#Xr1ll
Generalnie moi rodzice nie byli chyba najgorsi. W sensie bity nie byłem (a przynajmniej ja tego nie pamiętam. Moja starsza siostra twierdzi inaczej). Miałem co jeść, w co się ubrać, a jak ładnie poprosiłem, to nawet dostawałem coś, na czym mi zależało. Relacji z rodzicami natomiast nigdy nie mieliśmy (już miałem odruchowo pisać „nie zbudowałem”, a przecież to rodzic powinien budować relacje z dzieckiem). Dlaczego?
Powodów pewnie jest wiele, ale wg mnie to po prostu alkohol. Moi rodzice wracali do domu po pracy i siadali przed telewizorem, pijąc praktycznie codziennie jakieś cztery piwa. Nie rozmawialiśmy za bardzo o czymś, poza tym, co trzeba zrobić lub jak byliśmy w towarzystwie. Pomimo że mieszkaliśmy w Wawie, wyprowadziłem się na studia, by jak najszybciej uciec od marazmu. Jeszcze przez studia otrzymywałem pomóc, ale starałem się jak najszybciej usamodzielnić i jakoś znormalizować stosunki z rodzicami. Na święta kupowałem zawsze bilety na jakieś wyjścia, tak by spędzić czas razem... ale byli zmęczeni. Jak się wyprowadziłem, moi rodzice zaczęli więcej pić i szczególnie matka zaczęła się staczać – straciła pracę i pewnie gdyby nie sprzedaż domu, to mieliby poważne problemy finansowe. Sprzedali dom, wyprowadzili się na wieś, a ja i siostra dostaliśmy sporo pieniędzy na wkład własny (o co nigdy nie prosiłem, ale jestem wdzięczny).
Parę lat temu zobaczyłem się z matką, która była już w okropnym stanie – ledwo potrafiła utrzymać równowagę, a i dogadać się było ciężko. Powiedziałem wtedy, że albo alkohol i brak kontaktu ze mną, albo idzie na terapię, za którą chętnie zapłacę. Wybrała to pierwsze. W konsekwencji braku kontaktu z matką, ojciec się obraził („czcij ojca i matkę swoją”, pisał w SMS-ach). Tak oto zostałem wydziedziczony.
Ostatnio stan matki się mocno pogorszył, wygląda to na pełną demencję. Mam wyrzuty sumienia, że nie mogę jej pomóc, ale cóż... próbowałem. Ojciec próbował jakiś czas temu znowu pojechać po wyrzutach sumienia, argumentując, że kontaktowałem się z nimi tylko gdy czegoś chciałem. Dopiero teraz, mając trzy dychy na karku, uświadomiłem sobie, że tak... w końcu oni taki model komunikacji narzucili.
Stąd taki mały apel: jak usłyszycie znowu o jakiejś staruszce, której to dzieci nie odwiedzają, nie oceniajcie za szybko. Jeżeli jesteś rodzicem, zapytaj dziecko o to, czym się interesuje, niech cie wprowadzi w swój świat, a nie skupiaj się tylko na tym, by wykonywało Twoje polecenia.
No powiem Ci szczerze, żyjąc w domu alkoholowym to miałeś i tak dobrze mając choćby to ubranie czy jedzenie, albo nawet co nieco na swoje potrzeby. Oczywiście krzywdy emocjonalne, jak widać, zostały wyrządzone i tak. Ale serio to że miałeś podstawowe potrzeby zaspokojone, brak bicia, względne bezpieczeństwo a później jeszcze dostałeś jakąś kasę, gdy sobie od nich poszedłeś... to nie jest norma przy takim problemie jaki mają twoi rodzice. Myślę że starali się dla ciebie na swój sposób, usiłowali walczyć przez bardzo długi czas (tak to brzmi).
Może nie byli najlepszymi rodzicami na świecie - absolutnie to rozumiem. Ale to jednak rodzice i naprawdę mi się wydaje, że robili co mogli (no oprócz niestety zrezygnowania z alkoholu i podjęcia leczenia, co w końcu musiało się skończyć jakąś tragedią).
Fajne to wyznanie.
A matka... Starałam się dla Was, skoro po Twojej wyprowadzce stoczyła się. Przed jakoś się trzymała. Dla Ciebie. Kochała Cię... Ale alkohol bardziej.
#VuWV6
Ja myślę, że sporo osób wie, czym jest remont toalety i kilka dni wyjęte z życiorysu spokojnego „dwójkowania” w domowych pieleszach. Przeprowadzałam generalkę, wszystko zaplanowane, słuchając historii znajomych, stwierdziłam, że pierwszy pójdzie do remontu kibel (osobne pomieszczenie), ułatwi to sprawę z późniejszymi robotami, a że jestem osobą, która nie miała gdzie się podziać w tym okresie, doszlifowałam plan remontu poszczególnych pomieszczeń z fachowcami. Jestem też osobą, która jak w zegarku robi kupę – pobudka, kawa, kupa, wyjazd do pracy. Prościzna, fachowcy przyjdą na szóstą, ja mam na siódmą do pracy... Pff, wytrzymam, dam radę.
Armagedon przyszedł czwartego dnia. Rano standardzik, nic nie poszło źle, ale zapomniałam o urodzinach koleżanki z wydziału, a ona starym zwyczajem napiekła ciast, narobiła sałatek... A ja jak niedożywione dziecko nawpierniczałam się tego po uszy (dobre było). Asteroida uderzyła o drugiej w nocy, skręt kiszek gorszy niż w reklamie Nospy, zimne poty. Pierwsza myśl – stacja benzynowa, ale nie dam rady, przecież w samych gaciach jestem, ubrać się trzeba, drałować kawał...Więc co robię? Kierunek łazienka, wyjęłam miskę na pranie i strzeliłam petardę w samo centrum. Nigdy bym nie przypuszczała, że moja dupa potrafi emitować tak toksyczne opary. Po wszystkim trzeba sprzątnąć, pewnie się domyślacie, gdzie wszystko powędrowało. Po zakończonym procederze smród był nieziemski, co robię? Wlałam domestos do odpływu i jeszcze dla pewności wylałam pół butelki koncentratu Cocolino, pachniało brzoskwinką. Szlam spać z nadzieją, że rano żaden fachowiec nie skapnie się, co tam zaszło, a zapach pochłonie wentylacja.
Człowiek w akcie desperacji zrobi wszystko...
PS Dla ciekawskich: siusiałam do wanny, jak mnie przypiliło i byłam już sama w domu. Nigdy więcej remontu kibla :)
#7XJQn
To, że jesteś humanem to naprawdę nic złego i o niczym nie świadczy. Jednak myślenie, że Twój chłopak zarobił na 2 mieszkania dorabiając jako nastolatek, a jest to dzisiaj wydatek spokojnie z rzędu kilkaset tysięcy, świadczy o twojej delikatnej naiwności.
#tmO2E
Spotykałam się z facetem 8 miesięcy, ale nie mieszkaliśmy razem. Wróciliśmy ze wspólnych wakacji w czwartek. W sobotę spędziliśmy razem dzień, a wieczorem byłam na urodzinach brata i przegięłam z alko... W niedzielę mieliśmy się spotkać z chłopakiem, ale gdy przyjechał, poprosiłam go, żebyśmy przełożyli nasze spotkanie, bo średnio się czuję. Na odchodne powiedział, że jedzie do koleżanki. Jak powiedział, tak zrobił (tutaj chciałam wspomnieć, że od początku znajomości zapewniał, czego w ogóle nie oczekiwałam, że zerwał wszelkie kontakty ze wszystkimi koleżankami i robił mi afery, jak tylko rozmawiałam z jakimkolwiek kolegą w miejscu publicznym). Wyszło więc na to, że „na już” umówił się z koleżanką, z którą niby nie miał żadnego kontaktu od co najmniej 8 miesięcy. Pojechał do niej na piwko, odezwał się ok. 23.00. Zapewnia, że do niczego nie doszło, miło spędził z nią czas, bo ja odmówiłam. Zupełnie nie potrafi zrozumieć, dlaczego nie chcę się już z nim spotykać...
PS Kaca moralnego z tego alko miałam, więc tutaj opinii już nie potrzebuję. Wnioski wyciągnęłam.
Moja opinia jest taka: nie umiesz przejrzyście pisać. Jasne i klarowne opisywanie sytuacji leży. Kiedyś się tej sztuki nauczysz to wtedy pogadamy ;) Bo na razie to ciężko coś poradzić jak nie umiesz do końca przedstawić sytuacji w zrozumiały sposób.
To nie jest normalne by wchodząc w związek zrywać kontakty z wszystkimi znajomymi przeciwnej płci. Czego i on nie uczynił. To nie jest normalne czepiać się dziewczyny, że ma normalnych kolegów.
#efBuf
No i git. Znajdzie sobie inną
Zrobiłaś bardzo dobrze - partnerowi. Twój były partner nie musi się już męczyć z obłudną, uzależnioną od opinii innych osobą. Znajdzie sobie samicę, która będzie go akceptować całościowo i nie oceniać go okiem rodziny.
#Rg7V5
Dobrze się czujesz? Masz fantazje o dzieciach?
30 lat to nie jest dużo i ma się nadal normalne ciało, jeżeli się o siebie dba. Nikt na ciebie nie spojrzy, bo jesteś dziwna i nienormalna.
Niektóre babcie 60+ mogą wyglądać atrakcyjnie, więc tu chyba nie wiek jest problemem.
#1syq7
Nie spodziewałem się, że złamane serce objawia się autentycznie bólem fizycznym. Najpierw myślałem, że to przez płakanie, ale po 70h na nogach w końcu usnąłem, ale obudziłem się po czwartej dalej z bólem w klatce piersiowej i mięśniach, nie mogę funkcjonować, a ona jakby nigdy nic...
Nie wiem co zrobić, nie miałem nikogo oprócz niej, do kogo napisać, gdzie pójść. Wiem, że to błąd, ale nie wyobrażałem sobie spędzania czasu z nikim innym niż z nią, pewnie też wpływ na to miała pandemia. Najgorsze jest to, że ona mnie zawsze źle traktowała, traktowała mnie jak portfel, nigdy nie było sytuacji, żeby mnie przytuliła, nawet jak się gorzej czułem, a ja byłem potwornie zakochany i wszystko byłem w stanie jej wybaczyć.
Dlaczego jeszcze mieszkacie razem? Czyje jest mieszkanie - jak Twoje, to wywal ją, jak jej, to miej jaja i odejdź. Nie ma co rozpaczać, to już koniec. Trochę poboli i przestanie.
Tylko jakby chciała wrócić to nie wybaczaj, bo potem i tak znowu to się rozpadnie, a Tobie tylko bardziej zryje banię. Nawet bardziej niż teraz.
#ff0yz
W swojej sytuacji czujesz się za kogoś odpowiedzilany i chcesz go ratować?
Szok
Zadbaj o siebie.
Posłuchaj doktora Gabor Mate i mam nadzieję, że chodzisz na terapię.
Pozwól sobie dobrze żyć