Mając 21 lat, zacząłem pracę w typowym januszexie we wsi, w której mieszkałem. Praca ciężka, na produkcji elementów z metalu – spawanie, szlifowanie, wiercenie itp. Byłem tam 2,5 roku. Kierownik typowy złamas. Norma z góry ustalona, więc nie było jak ściemniać i trzeba było zasuwać. Wyjście do WC wiązało się z uderzeniami w drzwi i ponaglaniem przez owego kierownika, wyjęcie telefonu – minus 50 zł od wypłaty, niezrobienie normy – minus 50 zł od wypłaty, i tak dalej. Zwolniłem się, znalazłem pracę w restauracji w dużym mieście jako zaopatrzenie. Było lepiej, ale przyszedł covid i z dnia na dzień z zaopatrzeniowca stałem się dostarczycielem jedzenia, pomocą kuchenną, zaopatrzeniowcem, pomywaczem i popychadłem. Często po 10-12 h w pracy, a wypłata była mizerna. Dodatkowo coraz częstsze uwagi typu „jesteś pierwszym do zwolnienia, bo nie generujesz zysków”... Zwolniłem się. Poszedłem do korpo – według mnie lekkie nieporozumienie, że się dostałem, ale jednak.
Jestem tu 2 lata. Słyszę, jak ludzie narzekają, że kawa (darmowa) niedobra, że klima chłodzi za bardzo, że team leader nie pozawala na palenie e-fajki przy biurku... I wtedy zastanawiam się – czy moje doświadczenia z poprzednich lat sprawiły, że „byle co” mnie teraz zadowala, np. wygoda, spokój, kawa, owoce, klima, kultura i pewien luz, czy coś ze mną jest nie tak?
Myślę, że dobrze, że kończy się kult pracy, ale przydałoby się, żeby takie osoby, które kompletnie nie szanują pracy i tego, co mają, poszły popracować chociaż trochę fizycznie – w 45°C na hali, gdzie zdjęcie słuchawek może uszkodzić słuch, w gastro, bo kto w gastro pracował, ten w cyrku się nie śmieje albo porobić cokolwiek innego, gdzie można się zmęczyć, pobrudzić....
Nazwijcie mnie boomerem, ale korpo to obecnie najlepsze co mnie w życiu zawodowym spotkało. Mam z tyłu głowy chęć otwarcia własnej działalności, ale boję się polskiej biurokracji, ZUS-u, US i tak dalej...
Jako dzieciak dzieliłam swój pokój z siostrą, starszą o dziewięć lat. Siostra bardzo nie lubiła, gdy przesiadywałam z nią i jej znajomymi, więc wyganiała mnie, kiedy ktoś miał do niej przyjść. Bardzo mnie to bolało, bo w głębi duszy czułam się już taka dorosła, a ona traktowała mnie jak dziecko. Co robiłam ja, ośmioletni brzdąc?
Kiedy siostra szła otworzyć drzwi, ja kryłam się pod łóżkiem. Nie było mnie widać, bo na łóżku leżał koc do samej ziemi. Dzięki temu mogłam wszystko słyszeć :-) Czasami, dla żartu, chwytałam kogoś za nogę.
Ten krzyk był bezcenny :-D
Kiedy byłam w drugiej ciąży, doznałam czegoś, co lekarze określają mianem „rozmiękczenia mózgu”. Straszne kłopoty z pamięcią, koncentracją, „uciekanie” słów etc. Ciągle powtarzałam w myślach, co jeszcze muszę zrobić, co kupić.
Będąc w markecie, już myślałam, co muszę zrobić w domu... „Włożyć pranie do pralki, włożyć naczynia do zmywarki”. W tym momencie zauważyłam na dość wysokiej półce ulubione musli. Nie chcąc się zbyt rozciągać ze sporym już brzuszkiem pomyślałam, że poproszę o pomoc na oko 30-letniego mężczyznę stojącego obok. Niestety tu mój rozmiękczony mózg jak zawsze dał o sobie znać i zamiast powiedzieć: „Czy mógłby mi pan podać…”, powiedziałam powtarzane chwilę wcześniej w myślach „włożyć”. Więc kiedy już padło moje żenujące pytanie: „Przepraszam, czy mógłby mi pan włożyć...” (tu dwie sekundy konsternacji z obu stron), nie zdążyłam zacząć się tłumaczyć, gdy ów mężczyzna rozpromienił się ogromnie, spojrzał na mój brzuch i odpowiedział: „Z miłą chęcią, ale ktoś tu już chyba przede mną był?”.
Zatkało mnie i pokulałam się do wyjścia :/
Z racji tego, że Dzień Matki i jestem dumna ze swojej 8-latki, to jednak jako mama jestem tak pomysłowa, że klękajcie narody.
Jak na dziecko przystało, moja córka ma duży problem ze sprzątaniem swojego pokoju... Pozostawione kubki, zaczęte słodycze, talerze w ilości hurtowej...
Po kilku miesiącach proszenia, grożenia, że robaki zalęgną się w pokoju i innych dziwnych chwytów, postanowiłam zakupić w sklepie wędkarskim robaczki i przed powrotem córki do domu rozsypać w jej pokoju...
Krzyków córki nie było końca, ale posprzątać trzeba było... Poskutkowało! Od pewnego czasu pokój posprzątany, naczynia pomyte, nawet z odkurzaniem nie ma problemu...
Że też nie wpadłam na to wcześniej!
Jako że to Anonimowe – kocham moją córkę nad życie, ale nigdy jej nie powiem, skąd te robaki :)
Gdy byłem nastolatkiem (co miało miejsce dawno, bo jeszcze wielką powodzią), zamykałem drzwi od swojego pokoju na klucz. Podsłuchałem raz rodziców, gdy rozmawiali:
– Czemu on się zamyka?
– No a jak myślisz... Jest nastolatkiem, więc to oczywiste, co robi...
Przestraszyłem się, ponieważ rodzice lubili kontrolować każdy aspekt życia, nawet oglądanie telewizji, więc kilka dni później przyznałem im się, że w tajemnicy kupiłem sobie GameBoya (pierwsza wersja czegoś, co można uznać za konsolę przenośną) i grałem.
Dopiero niedawno domyśliłem się, o co mogli mnie rodzice podejrzewać, gdy mój syn się zamykał w pokoju, co irytowało żonę, a ja powiedziałem, że pewnie kupił sobie przenośną konsolę i gra tak jak ja w dzieciństwie. Ależ ona miała zdziwioną minę :D
Przez kilka ostatnich tygodni zastanawiam się, na kogo zagłosuję w najbliższych wyborach. Pomyślałem sobie, że PiS już miał swoją szansę, PO też. Mentzen fajnie gada w sieci, to stwierdziłem, że w sumie to czemu nie, i wtedy zobaczyłem, że to nie tylko jego gadanie, ale też np. kaja godek (specjalnie z małej litery), i wiecie co? I serio jestem pierwszy raz w życiu w sytuacji, że kompletnie nie wiem na kogo oddać swój i tak nic nie wart głos...
Boję się wyborów... To jest absurdalne, bo nigdy nawet nie myślałem, że czymś takim będę się przejmował.
Pochodzę z małej miejscowości, więc do szkoły średniej musiałam dojeżdżać ok. 20 km. Rozkład jazdy był tak niefortunnie ułożony, że żeby zdążyć do szkoły na 8 rano, musiałam jeździć autobusem o 6.00.
Choćbym nie wiem jak bardzo się starała, każdego dnia wychodziłam na tyle późno, że drugą połowie drogi musiałam biec (miałam doskonały widok na autobus zjeżdżający z góry, jak tylko go ujrzałam, zaczynałam maraton). A zatem każdego dnia wpadałam ku uciesze zaspanych ludzi, zadyszana, ledwo żywa i każdego dnia było mi z powodu tego niezaplanowanego joggingu wstyd. Czasem nawet kierowca na mnie musiał czekać.
W końcu postanowiłam zakończyć przedstawienie. Nie, nie zaczęłam wcześniej wychodzić. Chociaż bardzo chciałam, jakoś nie umiałam się dobrze zorganizować. Po prostu biegłam przez pierwszą połowę drogi, a drugą szłam już spokojnie :)
W tym roku będę mieć 16 lat i jestem zmęczona, po prostu. Moi rodzice od jakichś 3 lat nieustannie się kłócą, co wpływa na wszystkich, a ja nie mam z kim o tym porozmawiać, więc piszę tu. Kłócą się o byle pierdołę. W domu umiejętność komunikowania się nie istnieje. Ostatnio tata mi mówił, że jedzie do Warszawy w delegację i gdy spytałam, czy mama wie, to mi powiedział, że kiedyś jej powiedział, ale „zobaczymy, czy pamięta” – czyli nie przypomni jej o wyjeździe i przez to konflikt pomiędzy nimi się zaostrzy. Jak pytałam, dlaczego jej nie przypomni, to powiedział, że ona mu nie mówi gdzie i kiedy idzie, to on jej też nie.
Najgorsze jest to, że jak rozmawiam z nimi osobno, to mi mówią o swoich planach (np. spotkanie ze znajomymi) i kiedy jedno wychodzi i drugie pyta, gdzie jest ten drugi rodzic, to mówię, że tam i tam, a pierwsze zaczyna mówić jakie to drugie jest fatalne i że nic nie mówi o swoich planach. Często mówią o sobie źle przy mnie i już nie mogę tego znieść. Ten strach, że kiedyś wrócę ze szkoły i nagle usłyszę o rozwodzie jest straszny.
Dzisiaj rodzice się pokłócili o psa, moja mała siedmioletnia siostra, co nie kuma za wiele, przyszła do mnie z płaczem i serce mi to złamało. Strasznie boli, kiedy słyszy się, jak jeden rodzic mówi do drugiego „spier***laj”. Choć czasem to nawet czekam na rozwód, może wtedy każdy będzie szczęśliwy...
Każdy ma swoją ulubioną piosenkę/piosenki bądź też melodie.
A ja... chodzę do kościoła na Drogę Krzyżową tylko po to, by rozkoszować się chóralnym śpiewem moherków „Któryś za nas cierpiał rany...”.
Zawsze mam wtedy ciary. :)
Ktoś też ma takie zboczenie?
Kiedy byłam mała, rodzice kazali mi bardzo wcześnie kłaść się spać (18, max 18:30). Po jakichś 15-20 minutach mama przychodziła sprawdzić, czy śpię. Jeśli nie spałam lub nie udawałam zbyt dobrze, krzyczała, że odda mnie do domu dziecka i weźmie sobie stamtąd grzeczne dziecko. Jeżeli miała wyjątkowo zły dzień, wyjmowała z szafy torbę i pakowała moje rzeczy. Stawiała ją przy drzwiach i mówiła, że jutro rano mnie tam zawiezie. Rano jak gdyby nigdy nic budziła mnie, robiła śniadanie etc.
Raz zapytałam ją o tę torbę i wyjazd; spojrzała na mnie ze złością i zaczęła krzyczeć, że co ja sobie ubzdurałam, znowu jakieś głupoty wymyślam itp.
Jeżeli dziś poruszam ten temat, wypiera się wszystkiego. Uważa, że sobie to wymyśliłam i nic takiego nie było. Chyba liczyła, że byłam za mała i tego nie zapamiętam. Pamiętam wszystko. 1:0, mamo.
Dodaj anonimowe wyznanie
Co do byle co - dokładnie tak. Plus, weź pod uwagę, że tam gdzie byłeś może dostać się każdy, a tam gdzie jesteś - nie. Kiedy pojawiają się oczekiwania z jednej strony, pojawiają się też z drugiej. To, co robili Ci wcześniej to jawne łamanie prawa (co do pierwszej pracy), na gastro też trafiłeś przejebane. Cieszenie się z tego, że teraz nie łamią, to trochę traci ofiarą.
Co zakład pracy, to inne zwyczaje i wiele z nich nie jest widocznych na pierwszy rzut oka. Oczekiwania też każdy ma nieco inne, pracowałem przez jakiś czas za granicą i warunki mieszkaniowe były jakie były, ale zastrzeżenia co niektórych współpracowników nie zawsze uważałem za zasadne. Moim zdaniem z Tobą wszystko ok i to oczekiwania Twoich współpracowników zostały rozdmuchane przez to, że byli cały czas traktowani w taki sposób. Co do działalności, miałbym dokładnie takie same obawy, ale sukcesów nie odnosi się bez ryzyka.